sobota, 29 listopada 2014

Chuj Wam w dupę.

"Coo Ty się pracą przejmujesz, Paulina, teraz masz czas na studia, czas się wybawić, wyszaleć"

Jak mnie to wkurwia do chuja.
Jak potrzebuję szalenia to idę na szalenie. Z bawieniem to samo.

Kto mi będzie określać kurwa czasy.
Co kurwa, zapisane jest to gdzieś w ogólnym kodeksie życia?

0-2 - czas na leżenie, płakanie i sranie w pieluche.
2-5 - czas na zadawanie głupich pytań i latanie z gołą dupą po domu.
5-8 - czas na zabawę lalkami i zastanawianie się co w gaciach ma płeć przeciwna.
8-13 - czas na czas na bycie "nastolatką" i zmądrzenie.
13-18 - czas wziąć się do nauki.
18 - czas by zachowywać się jak dorosły, mimo, że każdy traktuje Cię jak gówniarza.
19-25 - czas na studia i "studenckie imprezy"...

Kurwa.

Sama zdecyduję kiedy będę chciała się bawić, kiedy studiować, a kiedy srać w pieluchę.

Chuj Wam wszystkim do tego.

I chuj Wam wszystkim w dupe.
Wszystkim.
Bez wyjątku.

sobota, 8 listopada 2014

Tak sobie siedzie w metrze i nagle nachodzi mnie taka rozkmina.
Takie zdrobnienia typu słoneczko, misiaczek, kociak, kochanie... Kurcze, przecież to nasz podświadomy obraz relacji jakie mamy z osoba, do której się w określony sposób zwracamy.

Jak sobie przypominam w jaki sposób myślałam o typach z przeszlosci to bez kitu.

Słoneczkiem byli Ci, z którymi miałam dalsze, ale w kurwe silne relacje i kazda chwila z nimi przepełniała mnie niezrozumiała euforia.
Kociaki to Ci, z którymi relacje opierały się bardziej na namiętnościach niż na trwalszym uczuciu.
kochanie mówiłam tylko do chłopaka z którym byłam 1,5 roku.

Ej bez kitu, nie liczy się tylko sens naszych słów, ale też ich brzmienie. To się przekłada na wszystko inne.
Skojarzenia.
Kurwa.

Jaki przebłysk.
I pomyśleć, ze to w metrze, hehehe.

czwartek, 6 listopada 2014

(nie)Sztuka naszej rozmowy.

Wiecie co?
Ludzie są z natury egoistycznymi skurwielami.
Ale to nie jest złe niech Wam się źle nie kojarzy. Nie chodzi tu o obojętność na innych, ale o dbanie o własne dobro, takie instynktowne.
I tak powinno być.
Jak to jest, że "pozory mylą"?
Ktoś na ogół wydający się chamski, zazwyczaj jest szczery.

Często różne złe nawyki są obroną przed zranieniem, wywołaną zbyt dużą wrażliwością.

A ludzie zgorszeni tymi nawykami?
Często zakłamani i pruderyjni.

Nie zawsze ale często.

Lepiej by było gdyby każdy był z Tobą szczery, niby chcesz tej szczerości, a szczerze? Załamałbyś się gdybyś ją słyszał co dzień.

Ogółem to polega na tym, że (nawet nie mówiąc o kłamstwie), staramy się przekazać komuś bliskiemu trudne, czy złe, czy bolesne sprawy w jak najdelikatniejszy sposób.
On tego kurwa nie zrozumie, albo odbierze inaczej.
Ale robimy to dlatego, że jakbyśmy powiedzieli prosto z mostu to by go zraniło.
Albo też by to inaczej odebrał, np jako atak.
Ty byś zrobił to samo. Ja pewnie też.
Nie mówię o takich faktach, typu czyjaś śmierć, choroba, albo negatywne cechy charakteru tej osoby.
Bardiej chodzi mi o coś typu niespełnione ambicje rodziców albo wyjścia np do restauracji w związku.

Dlatego ludzie nie potrafią się zrozumieć.

Słowa to tylko takie schematy, w które ubieramy myśli, a zdania czy całe wypowiedzi to kombinacja tych schematów i nigdy nie jsteśmy w stanie przekazać w 100% naszych poglądów, bo każdy te schematy odbiera na swój sposób, w zależności od wcześniejszych doświadczeń, powiedzmy skojarzeń, jakie te słowa wywołują, własnego podejścia, punktu widzenia.

Ponadto, ludzie często pomijają te kluczowe stwierdzenia, które uważają za oczywiste.
Niespodzianka! One są oczywiste tylko dla Ciebie.
Dużo prościej zacząć budować rozmowę od fundamentów, czy nawet ustalenia miejsca położenia, wtedy naprawdę dużo łatwiej będzie komuś zrozumieć jego bardziej szczegółową konstrukcję.

I chodzi o to, żeby (oczywiście znając troszeczkę rozmówcę), brać poprawkę na jego postrzeganie świata, oczywiście to się rodzi w większości podświadomie, coś w stylu "wiedzieć jak do kogoś dotrzeć". Na tym powinien opierać się dobry psycholog, a nie jebać sloganami, bo taką ma pracę.


Z resztą, jeśli ktoś nie kuma, to się wczuwać w nutę, miej więcej to miałam na myśli.
Choć nie tylko, ale dla mniej kumatych styknie, bo w stanie w jakim jestem nie potrafię tego lepiej sprecyzować.

Z resztą i tak każdy z Was zinterpretuje o na swój sposób, ale w sumie jeśli nie chodzi o rozwiązywanie sporów, tylko o interpretację tekstu z przekazem, to dobrze.
Nie chodzi o to "co autor miał na myśli", ale jak Ty to odbierasz i w jaki sposób do Ciebie trafia. Czy w ogóle trafia. A jeśli trafia, to Twoja osobista kwestia jak to widzisz i to jest najpiękniejsze. Tyle głębi, tyle dróg, tyle opcji, tyle sytuacji, tyle rozwiązań, w zależności od osoby, która to czyta w jednym wersie (nie chodzi mi tu już akurat o swoją notkę, ale o poezję, podkreślam, żeby nie było).





Kurwa, tak czytam te wczorajsze notki...

Po pijaku zawsze mnie nachodzi na rozkminy bez kitu.
Ale na kacu bardziej, więc wracając do tego brata, jakby to mój kochany ziomeczek mnie znowu poprawił...

Jeszcze z innej mańki.
Skoro jest nam źle, czemu nie robimy czegoś by to zmienić? (w tym często ja, przyznaję) 


Masz ochotę zrobić sobie kolczyk albo tatuaż w dziwnym miejscu?
Zrób to.
Jeśli to ma Cię uczynić szczęśliwszym to czemu nie?
Czego się boisz?
Że tatuaż jest na całe życie?
Prooszę, a dziecko, albo blizny, zarówno te wizualnie widoczne jak i te odczuwalne w psychice, złe i dobre doświadczenia, które każdy z nas posiada, kolor skóry, tęczówek, wielkość cycków i miliardy innych rzeczy nie są na całe życie?
Chociaż jak się uprzesz wszystko da się zmienić, na nic nie jesteś skazany do końca życia, więc nie panikuj.
Tatuaż i fizyczne blizny usuniesz, dziecko oddasz do adopcji, kupisz sobie soczewki, wszczepisz implanty, a jeśli chodzi o urazy psychiczne to już jest tylko Twoja kwestia jak na Ciebie oddziałują.
A może za drogo? 
Kilka razy odpuścisz sobie kebaba po pijaku, albo kupisz tańsze masło, albo przez miesiąc będziesz jarać 5 szlugów dziennie mniej niż do tej pory i voila. 

Właaaaśnie, zawsze chciałeś nauczyć się jakiegoś języka?
Pieprzyć szkołę.
Pierdol te szwaby czy inne doicze,
Ucz się sam francuskiego. 
Sam, chcąc tego, nauczysz się o wiele szybciej i skuteczniej niż mając "obowiązek" w szkole.

Jesteś na studiach, które Ci się nie podobają?
Przenieś się. Co za problem? Jeśli nie dasz rady, popraw maturę, albo zacznij od nowa na innej uczelni. Nie patrz nawet, że "po czymś innym jest dobra praca", tak naprawdę po każdym kierunku możesz znaleźć dobrą pracę, wystarczy mieć łeb i trochę pokminić (gdyby nie było pracy, nie byłoby prawdopodobnie tych kierunków). 
Ludzie bezrobotni, twierdzący, że nie ma roboty, są zwyczajnie zbyt leniwi, i nieambitni, i zrezygnowani żeby gdzieś się zakręcić albo pomyśleć nad czymś własnym. Naprawdę nie jest trudno zarobić, wystarczy chcieć, a nie całe życie kurwić potem na swoją pracę.
Ile ludzi dobrze zarabia, idąc w przyszłości w zupełnie innym kierunku niż kończyli studia? I co im w tym daje te 5 lat? Hmm?

Hajs Ci się nie zgadza?
Może zwyczajnie praca nie odpowiada?
Nie narzekaj, szukaj czegoś innego. Powoli, ale non stop, na pewno za jakiś czas się pojawi złota okazja, a wtedy rzucisz swoją robotę w pizdu i pójdziesz sprawdzić się w czymś innym. Nie bój się tego. Rób tak do skutku. 
Nie jesteś skazany na jedną robotę do końca życia. Czemu ludzie mają takie ograniczone podejście? Złapią się czegoś i się trzymają jak ostatniej deski ratunku, nie zauważając nawet tych setek wysp i kontynentów wokół? I to z całkiem przyjaznymi tubylcami i niezwykle barwną szatą roślinną. Jeśli uważasz, że zasługujesz na coś lepszego, nie bój się do tego dążyć.

Tęsknisz za kimś?
Odezwij się do niego! Kurwa, co Ci szkodzi? A może on też "nie chce się narzucać", albo "nie wie jak zareagujesz" czy te inne chujstwa.
Nawet jeśli Cię oleje, będziesz to wiedział i tak na dobrą sprawę co to zmieni w Twoim dotychczasowym życiu?

Czujesz się samotny?
Znajdź sobie miłość. Nawet nie musi to być partner, kup sobie psa, albo papugę, albo węża (pozdro Tosiek). Jeśli nie lubisz zwierząt znajdź sobie zajawkę, zainteresuj się czymś, co zawsze Cię kręciło. Masz na to czas, nikt Cię nie ogranicza. Masz ochotę na seks? To idź się pieprzyć, proste, kto Ci zabroni?
Na pewno w jakiś sposób to wszystko Ci to umili życie. 

Jesteś chory?
Zapieprzaj po ten jebany gripex, proste.


I wiecie co? 
Dzisiaj to wszystko zrobię.
A jak nie dzisiaj to jutro.


"Praca, dom, szkoła, stały związek, to mnie nie bawi
 Choć możliwe, że ostatnie wymieniłam dla zasady,
 Ale, kto by to pamiętał, mam takie układy,
 O których Ty możesz pomarzyć, ale nawet nie masz odwagi.

 Zmieniam drogi, choć czasem stawiają drogie wymogi
 Wtedy naginam warunki i dobrze na tym wychodzę
 Ej pojmij, zeszyt, browar, nocne podróże Bielany,
 Tak wiem, że 5 rano i za 3h mam wykłady"


I o to chodzi, po co niepotrzebnie się stresować?
Sam układasz sobie życie i jeśli Ci coś nie pasuje, to sam do tego doprowadziłeś i tylko Ty możesz to zmienić. Jeśli coś ma Ci umilić egzystencję, czemu tego nie zrobić?


Aż mnie teraz naszła chęć na rozkminę o milionach milionów opcji, których nie dostrzegamy, ale to już w innej notce.






Mes jest zajebisty.



środa, 5 listopada 2014

Ta lepsza strona medalu? Czemu nie?

Kurwa, to jest to.

Dostrzeganie pozytywnych stron.

Nie ma kurwa "dobre", "złe".

wszystko ma dobre i złe strony, a przez to, że jesteśmy na tyle zachłanni, że chcielibyśmy widzieć tylko te pozytywne strony, dostrzegając również te negatywne, skupiamy się na tych drugich.

Czemu nie potrafimy sobie uświadomić tego, że wszystko zależy od podejścia, punktu widzenia, obecnego, że tak to nazwę, statusu i od subiektywnych aspiracji.

(Taka adnotacja dla uzasadnienia:
 1. Punkt widzenia:
   w związku czujesz się ograniczony, jako singiel samotny
 2. Status:
  5 tysi miesięcznie - jako biedak-dar boski, jako milioner-dramat, jak wyżyć
 3; Aspiracje:
  artysta uliczny - z zajawki-zajebisty, niezależny styl życia, dla niektórych-menelstwo).

Tak więc ogółem chodzi o to, że wszystko jest względne i tak naprawdę zależy od tego, które strony dostrzegamy.
Czemu nie patrzeć na te pozytywne, tylko zawsze musimy narzekać?

Kurwa.
To przecież bez sensu.
Widocznie tak lubimy (w tym ja, przyznaję się).


Baaaang kurwa, posłuchajmy czegoś pozytywnego.






Bang, a może grypa, a może Lasek Lindiego, albo bezsenność, w sumie nie mam pomysłu na tytuł.

Ej bez kitu, przez chwile mi nawet zależało.

I to do takiego stopnia, że wczoraj w nocy byłam przy Lasku Lindiego i jak zobaczyłam, że 4 najebanych typków tam weszło przestraszyłam się na tyle, że go nie zwiedziłam, ja pierdole. Jak jakaś pizda się wróciłam i pojechałam na Sady Żoliborskie.

Beeeez kitu. 
Rzeź.

Ponadto!
Dzisiaj planowałam nawet nic nie pić.
Nie wyszło.

Na szczęście już mi przeszło i znowu jestem nie do zajebania.
Znowu jestem Bogiem, a Wy możecie co najwyżej całować mnie po stopach, oczywiście jeśli udowodnicie, że jesteście tego godni.

Peace&love ogółem i życze Wam żebyście zawsze się bali chodzić po ciemnych lasach, nie pili i leczyli, choćby tym pieprzonym gripexem jak jesteście chorzy.

Baaaaaaaaanng kurwa!





"...ale dziś mnie wkurwia jak brak ojcaPrzez jedno nie umiem zdobywać, przez drugie nie umiem się wiązać"