Ej kurwa.
Tak sobie myślę... ten pieprzony zlepek wszystkiego, wszystkiego w znaczeniu tak rozległym, że gdyby taki zwykły śmiertelnik, Nicola Tesla powiedzmy, był w stanie chociaż wyobrazić sobie ten cały chaos... w sumie nie mam nawet pomysłu, który mogłabym poprzeć czymś bardziej wiarygodnym od intuicyjnego wsłuchania się w energię, bo z fizyki zawsze zdawałam na ładne oczy... ale tak zakładam, że byłby error.
Eee... dobra, wracając do sedna, bo już pomijając fakt, że najebałam 5 linijek, zdanie jest niepoprawne stylistycznie i mniej więcej w połowie czytania gubi się jego ogólny zamysł, to jeszcze nie ma puenty, której wprowadzenie spowodowałoby drażniący, nienaturalny wydźwięk myśli, która po beznamiętnym dopieszczeniu przez młot pneumatyczny, skacze w amoku po różnych płaszczyznach, desperacko i tak nieudolnie próbując odnaleźć stabilną równowagę, co emituje do otoczenia stan ogólnej dezorientacji dezorientacji.
Hmm... a w sumie to kurwa zupełnie inaczej.
W ten sposób wygląda każda moja próba określenia czegokolwiek i tak naprawdę każde słowo tej notki jest w pizdu nie tam gdzie powinno być, ale staram się w ten sposób wykuć, wytopić, zmieszać każde z nich, żeby ten nieogar był jak najmniej widoczny.
...
Nie mam pojęcia czy mi to wychodzi.
.........................................................................................................................................
Po tym krótkim uzupełnieniu, które tak naprawdę chuj wie czemu miało służyć, a jedynym dość logicznym wyjaśnieniem jest rozproszenie autora i zaburzenia w ocenie rzeczywistej istotności pierwiastków poddawanych analizie w różnych warunkach atmosferycznych, różnych stanach emocjonalnych i przy użyciu różnych narzędzi, rzadko ułatwiających zabieg, a znacznie opóźniających moment, w którym nastąpi dotarcie do ostatniego elementu wyznaczającego granicę maksymalnego wychylenia poziomu satysfakcji w danym przedziale dziedziny, co zaowocować może jedynie wykresem nie posiadającym co prawda sprzeczności czy żadnych nieprawidłowości świadczących o nieprawdziwości tezy. ale sprawiającego wrażenie wyznaczanego przez niewyżytego choleryka biegającego slalomem w, pod, nad i dookoła punktu docelowego, dopóki nie zabraknie mu wolnego miejsca, co de facto widać po składanych zdaniach.
No... teges...
Kurwa, ten cały pierdolnik, na który codziennie kurwimy wbrew pozorom jest w kurwę idealny.
A dlaczego, to chciało mi się rozwijać jak zaczynałam pierwsze zdanie notki.
Każdy chce coś zmienić, naprawić, usunąć, cofnąć się w czasie... problem polega na tym, że czas nie jest czymś, co istnieje fizycznie w jakikolwiek sposób, rozciągając się z obranego punktu A do punktu B, bo której ciągle w tym samym tempie leci sobie świat. historia się nie zapisuje, zakręty nie są z góry ustalone, a każda obecna sekunda nie jest nieistotną jednąchujwiektórą na przestrzeni tyyylu kurwa miliardów, tylko tak naprawdę jest jedyną.
Niepowtarzalną, ciągle deformującą się, ale jedyną realną.
Ale to znowu taka wstawka o czasie.
Chodzi o to, że cały czas chcemy uzyskać władzę nad czynnikami zewnętrznymi, na które nie mamy wpływu; żyjemy w fikcyjnym świcie, którego już nie ma, wytwarzając nieudolnie imitacje czegoś, co dawno się rozpadło, kierujemy się emocjami, które straciły jakąkolwiek rację bytu chwilę po zdarzeniu, które je wywołało i do tej pory blokują nas mechanizmy zrodzone w momencie niefortunnego nawału czynników zewnętrznych, powodujących uplastycznienie naszego umysły na tyle, że siła pewnych skrajnych stanów emocjonalnych przeważyła jego stabilność i uległ deformacji powodując patologię w sposobie naszego postrzegania rzeczywistości. Często nie jesteśmy świadomi nawet przyczyny naszego dyskomfortu, różnych stanów lękowych, depresyjnych, czy paniki w sytuacjach, które nie powinny tego wywołać, więc próbujemy to tłumaczyć na wszystkie możliwe sposoby, by usprawiedliwić zachowanie przed zdrowo myślącym obszarem, który dostrzega pewnego rodzaju konflikt. Tym oto sposobem dajemy sobie pełne prawo do blokowania się, ucieczki i ograniczenia naszej wolności, nie mając tego za słabość. Wręcz przeciwnie, formujemy wokół siebie całą armię wszystkich dostępnych argumentów, która po za złudnym poczuciem bezpieczeństwa powoduje głównie izolację i składa się z kobiet, dzieci i ludzi niedomagających fizycznie. Sami zamykamy się w swojej ciemnej komnacie sam na sam ze lękami i słabościami i udajemy, że nie słyszymy ich ciągłych zaczepek, szyderczych śmiechów, a jak na nas plują, z teatralnym wręcz wyrażeniem dezaprobaty spoglądamy na sufit i stawiamy miskę gdziekolwiek, by utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko jest w porządku.
A to tylko blokada.
Element, występujący na płaszczyźnie, na której sami kreujemy swoją rzeczywistość. Mamy pełną swobodę w postrzeganiu świata, kontrolę przekazywanej energii i możliwość zmiany naszego stanu na dowolny inny. Czemu z tego nie korzystamy? Nie dlatego, że nie potrafimy.
Nie chcemy.
"Mam doła i czuję silną potrzebę ubolewania nad swym losem, by pogłębić ten stan i przeżyć w sposób intensywnie proporcjonalny do wielkości problemu. Jestem nieszczęśliwy. Teraz czuję silną potrzebę kurwienia na życie, żeby nie czuć dodatkowo poczucia winy, przekonania, że jestem gorsza, bo to ja nawaliłam i zrzucić z podświadomości perspektywę jakichkolwiek konsekwencji, które mogłyby mnie spotkać, A dla lepszego utożsamienia się ze swoim bólem ubiorę się w jakieś czarne łachy, a myć i czesać to mi się nawet nie chce, bo i tak nigdzie nie wyjdę, nie jestem w nastroju, mam ochotę tylko na zaszycie się w tym, co najgorsze, bo w końcu inaczej nie potrafię poradzić sobie z rzeczywistością wychodząc jej na przeciw, bezpieczniej się czuję uciekając, a robiąc w chuja moje najbardziej świadome odczucia, nazywając to biegiem przełajowym, na który nagle poczułam nieuzasadnioną chęć lub zostawiając żelazko na gazie nie obciążam swojej psychiki w sferach poczucia własnej wartości, satysfakcji i pewności siebie. Mimo wszystko czuję silną potrzebę uspokojenia sumienia i odzywają się sadystyczno-masochistyczne skłonności, ale nie będę się cięła, bo nie jestem jakąś jebniętą emo gimbusiarą, więc tylko się odizoluję, zachlam, przećpam i nie przejebię żadnej okazji, która zagraża życiu lub zdrowiu, wywołując adrenalinę, ale oczywiście wszystko pod przykrywką korzystania z życia, bo nie chcę się przyznać nawet przed sobą."
Tyle kurwa wpierdalanie sobie jazd, non stop, Przekręty lepsze niż w lunie za małolata. Walenie w chuja prawie jak typ gości z którymi nie wiedzieć czemu najczęściej się spotykam. Wzbudzają większe zaufanie, lepsze wrażenie i cenniejszą hierarchię wartości od kogokolwiek innego, ale kurwa od razu widać ten błysk ruchacza w oku w miejscu gdzie u innych pojawia się to prawicze przyćmienie stref mózgowych czuwających nad strefami erogennymi.
I co zrobisz? Nic nie zrobisz, tym bardziej, że wszystkie laski z którymi spał przez ostatni tydzień jakoś nie wydają Ci się bardziej interesujący od Twoich facetów z ostatniego tygodnia.
Cieszysz się, że Ci nie truje telefonami, nie cukrzy, a w razie ewentualnej niestabilności emocjonalnej nie będziesz miała nikogo na sumieniu.
Jeszcze.
No ale wracając.
Czemu tak się kurwa usraliśmy na zmienianie czynników zewnętrznych i bezsensowne tarzanie się w swoich chorych samonapędzających się anomaliach, by poprawić stan wewnętrzny, gdy nad tym mamy pełną kontrolę? Możemy w ciągu 10 minut aż dostać zawrotów głowy, od bujania się po krańcach sfery emocjonalnej, narzucać ludziom sposób w jaki chcesz być odbierany, wprawić, mało, że siebie, ale i innych w dowolny nastrój, wyjść z ciała, polecieć gdzie chcesz, wjebać się pod prysznic, który spłucze z Ciebie wyrzuty sumienia, stres, wstyd, odświeży, zresetuje i zaczynasz kurwa od nowa, ściągając z atomów każdego ciemnego zaułku kosmosu tylko dobrą energię, wprowadzasz pozytywną aurę, nie pamiętasz o przeszłości, która kurwa nie istnieje, ani nie napierdalasz myślami perspektywy ostatnich groszy, które pewnie wydasz na browar, bo w sytuacji podbramkowej spokojnie dasz rade się wyżywić, prowokując akcje skutkujące śniadaniem.
Świata zewnętrznego, samego w sobie, ludzi, zdarzeń, systemów nie zmienimy.
I w kurwe dobrze, bo przypominając punkt wyjściowy i pomijając już ten cały pierdolnik, którego najebałam między dwoma pierwszymi linijkami, a tą konkluzją, nad którą właśnie się pocę, kurwa pocę dosłownie i to alfą... to kurwa, wystarczy pomyśleć realnie.